Postautor: gaweł » niedziela 15 sie 2021, 21:45
– Również o to go zapytałem, – odparł Alex – ale powiedział, że taka jest jego decyzja. Leci i wraca z nimi.
– Może się w końcu wkurzył długą rozłąką i leci, by powiedzieć paniom co o tym myśli – spekulowała Sophie.
– Też przyszło mi to do głowy, nawet chciałem zapytać, ale w porę ugryzłem się w język. Więcej tematu nie drążyłem. W końcu to nie moje sprawy.
– Jasne. Wspomniałeś, że panie pracują w szkole lub czymś podobnym. Czy poznałeś ich system edukacyjny? – zapytała.
– Owszem i tu przeżyłem kolejny szok – odparł Alex.
– Możesz rozwinąć myśl?
– U nich nie ma szkół w naszym rozumieniu. Nie znaczy, że się nie uczą. Tak naprawdę, nauka trwa całe życie.
– To jak jest, przecież powiedziałeś, że panie organizują coś na kształt placówki edukacyjnej. Chyba, że coś źle zrozumiałam?
– Tej tematyce poświęciłem sporo czasu. Arian starał się mi wyjaśnić ich metodologię. Jest coś takiego jak szkoła ale nie ma w niej nauczycieli, nie ma klas i narzuconego programu, nie ma stopni.
– Nie ma stopni? To na jakiej zasadzie odbywa się promocja do następnej klasy? – zapytała Sophie.
– Sądzę, że w ich systemie edukacyjnym to nie ma sensu. Naturalną cechą jest chęć zdobywania wiedzy. Jeżeli ty specjalizujesz się w dziennikarstwie, to wiesz wszystko na temat przykładowo psychologii informacji. Tak się mi wydaje, zgaduję.
– No mniej więcej tak jest.
– Więc sama ciągle drążysz temat. Od ukończenia studiów trochę się zmieniło w twojej profesji, więc indywidualnie nadążasz na nowościami. Przecież z tego powodu nie zdajesz żadnych egzaminów i nie potrzebujesz jakiegokolwiek zaświadczenia, że podążasz na trendami.
– No tak – przyznała.
– Nie sądzisz, że pasuje to do ichniego modelu nauczania?
– No jak się zastanowić, to coś w tym jest.
– Oni mają podobnie, bez niepotrzebnej napinki robisz swoje. Z niewolnika nie ma robotnika. Robisz to co cię interesuje.
– Ale nie rozumiem, jak szkoła może istnieć bez nauczycieli?
– Są nauczyciele, ale tacy trochę inni, pełnią inną funkcję. Można nazwać ich przewodnikami. Każdy adept, bo nie wiem czy można nazwać go uczniem, ma jakieś potrzeby, chce poznać określoną dziedzinę wiedzy. Poznaje tylko to, co go interesuje.
– Fajnie mają, ja w szkole nie znosiłam matematyki a musiałam się jej uczyć.
– Ja z kolei nie przepadałem za biologią. Jakoś mało mnie interesowała budowa komórki i temu podobne dyrdymały. W życiu do niczego nie była mi potrzebna wiedza dotycząca przykładowo genetyki.
– No ale to czego człowiek się uczy w jakiś sposób determinuje jego późniejszy zawód. Trudno wymagać, by lekarz nagle przekwalifikował się na inżyniera – stwierdziła Sophie.
– Ale z drugiej strony, jakoś podświadomie każdy wie, co chce robić. Ja od najdawniejszych czasów wiedziałem, że chcę podróżować w kosmosie.
– A wiesz, coś w tym jest. Od najmłodszych lat pociągała mnie literatura. Nawet jako nastolatka pisałam opowiadania.
– Zapewne mają podobnie. Zaczynasz samodzielnie i jak natrafiasz na coś trudnego, to prosisz takiego przewodnika o pomoc. Jego zadaniem jest zachęcić, zainteresować. Tak trochę z mego podwórka, przykładowo interesuje cię problematyka inżynierska. Chcesz coś zbudować, więc musisz zapoznać się z fizyką. By zrozumieć fizykę, przydatna jest matematyka, której jak przed chwilą powiedziałaś, nie specjalnie lubisz. Wszystko ze sobą się zazębia.
– No i wszystko im tak gładko wychodzi?
– Skąd że znowu. Co chwila natrafiasz na jakiś problem, którego rozwiązania szukasz sama. Jak masz problemy, to prosisz mistrza o pomoc. On ci tylko wskaże możliwe rozwiązania.
– Nie rozumiem. Niech będzie, że budujesz dom i nie wiesz jak policzyć, czy on się nie zawali. Idziesz do mistrza i pytasz jak to policzyć?
– Dokładnie. Mistrz cię wysłucha i powie, że taki problem jest rozwiązany w takiej, takiej i takiej książce. Możesz sobie sama zapoznać się z tymi pracami. Ewentualnie wymyślić własną metodę weryfikacji i ją opublikować.
– A jak się mylisz, jak jesteś w błędnym przekonaniu o własnej słuszności?
– Zawsze można to zweryfikować empirycznie. Podyskutować z innymi, nawet z przewodnikiem, który ma również ogromną wiedzę w temacie. Nie uważają się za wszystkowiedzących. Jeżeli twoja teoria się obroni, to zostaje udostępniona wszystkim zainteresowanym.
– Chcesz powiedzieć, że można zbudować model i go badać?
– To może być nawet dobra koncepcja. Daje to możliwość wycofania błędnych decyzji i koncepcji. Do finalnego powstania jest możliwość cofnięcia każdego błędu.
– No ale to chyba nie dotyczy początkujących, to już wymaga zaawansowanej wiedzy.
– Rzeczywiście, to można porównać do naszych ośrodków naukowo-badawczych. To przede wszystkim oni przesuwają granicę naszego poznania.
– Jednak podstawy trzeba jakoś wymusić na uczniach.
– Taka jest rola tych przewodników. Nikt nikogo do niczego nie zmusza. Zamiast zgłębiać tajniki wiedzy inżynierskiej możesz wziąć leżaczek i leniuchować na słońcu. Koledzy zbudowali jakiegoś robocika i nakręcają się zabawką, dyskutują, wymyślają nowe warianty. Ty dalej leniuchujesz na leżaczku. Długo tak wytrzymasz?
– Długo, mogę z książką w ręku tak całe życie.
– Po pierwsze z książką w ręku, to już jest nauka. Czytając książkę zdobywasz wiedzę.
– A jak to książka z gatunku literatury pięknej, nie mająca nic wspólnego z dywagacjami naukowymi?
– Zawsze można to rozpatrywać w kategorii historii przeżywanej przez głównego bohatera. Można zastanowić się co by było gdyby opisywana historia dotyczyła ciebie, co byś zrobiła na miejscu bohatera. To trochę wiedza psychologiczna.
– No trochę naciągana interpretacja, ale ma to jakiś sens – zauważyła Sophie.
– A po drugie, – kontynuował Alex – mnie to by coś strzeliło już po pierwszym dniu nieróbstwa.
– Szczerze, to mnie też – przyznała Sophie – skoro nie można czytać książek.
– Więc twój nauczyciel sprowokuje cię być podeszła i zapytała: co fajnego robisz? On ci odpowie, że buduje coś i ma problem, który możesz pomóc mu rozwiązać, że trzeba zrobić to a to. Finalnie wkręci cię w coś i nawet nie zauważysz kiedy to nastąpiło. Taka metoda drobnych kroczków i po jakimś czasie stajesz się samodzielna w doborze wiedzy, która cię interesuje.
– A powiedz mi, jak długo trwa taka swobodna nauka?
– Tak po prawdzie, to całe życie, jednak tak przeciętnie to jakieś sto ichnich lat. Po pewnym czasie taki nauczyciel przestaje być ci potrzebny. Przenosisz się na własne podwórko i dalej tworzysz. Możesz zbudować sobie dom, założyć ogród i posadzić drzewa. Sama stajesz się sobie sterem i okrętem.
– Rozumiem, w przypadku nauk humanistycznych wystarczy właściwie biurko i duża biblioteka. Jednak w przypadku profesji o charakterze technicznym to konieczne są jakieś pracownie.
– Dokładnie tak. Arian wtedy zajmował się pewnym rodzajem elektryczności. Na swej posesji miał potrzebne zaplecze warsztatowe. Dysponował narzędziami niezbędnymi do realizacji swojego projektu.
– A wiesz dokładniej czym się zajmował?
– Mówił o jakichś generatorach energii. Próbował nawet podać fizyczne podstawy, ale to przekraczało moje rozumienie praw fizyki. Wtedy przy okazji powiedział coś bardzo dziwnego, co utkwiło mi w pamięci. Skorzystał z nieobecności domowników i zaangażował się w te badania. Powiedział, że to jest trochę niebezpieczne dla pań, gdyż genetycznie nie są odporne na pola jakie generuje ta maszyneria.
– To było coś z zakresu energii atomowej? – zapytała Sophie. – No bo co innego może być niebezpieczne?
– To było związane z polem elektrycznym i magnetycznym. Jest to dla mnie dziwne, bo jak można być uczulonym na pole elektryczne lub magnetyczne. Najbardziej dziwne było to, że jak sam powiedział, dokonał zmian w swoim DNA, by się uodpornić na te pola. No może w wieku szkolnym trzeba było się przyłożyć do biologii, to może bym coś z tego zrozumiał. A tak to jest jakaś czarna magia. Jak to czasami dziwnie się zdarza, że wszystko w jakimś momencie stanie się potrzebne. Trochę mnie zdziwiło, że można dostać uszczerbku od trzymania magnesu w rękach, ale on powiedział, że to są zmienne pola o dużej częstotliwości.
– Zmiany kodu DNA? – zdziwiła się Sophie.
– Nie pytaj mnie o szczegóły, sam ledwo to pojmuję.
– Właśnie sobie coś uświadomiłam, – zauważyła Sophie – że przyjmując twój przelicznik, to oni chodzą do szkoły przez kilka wieków. Po takim czasie, to książek można się nauczyć na pamięć.
– Może w tym kryje się ich potencjał technologiczny. Na Ziemi nauka trwa jakieś dwadzieścia lat i dalej jest okres aktywności zawodowej, który trwa jakieś czterdzieści lat. Na koniec jesteś emerytem. Co można stworzyć w tak krótkim czasie? Przy takiej dysproporcji czasowej, to ludzie stoją na przegranej pozycji. Zawsze będą bez szans w konfrontacji.
– No coś o tym wiem. Firmy typu korporacyjnego są zaprogramowane na jeden cel jakim jest osiągnięcie sukcesu. Dobrze wiemy, jakim kosztem się to odbywa. Często presja czasowa i presja zadaniowa jest nie do wytrzymania a oni mają luzik, spokojnie i bez pośpiechu robią swoje, robią to co lubią. To, jak wiadomo wymaga czasu, którego my nie mamy.
– No widzisz, wystarczy zmienić punkt widzenia. Sami o sobie mówią, że jak coś jest w gwiazdach zapisane, że ma się udać, to się uda. Tylko trzeba się do tego przyłożyć, a nie czekać aż się samo zrobi.
– Łatwo powiedzieć gorzej zrobić. A jak ktoś nie ma inklinacji inżynierskich i nie potrafi zbudować sobie domu, to co?
– Zawsze możesz poprosić o wsparcie innych.
– Czy zwiedzałeś ich planetę, tak w sensie turystycznym? – Sophie zmieniła temat rozmowy.
– Było mało czasu, ale pytałem Ariana o takie rzeczy. Mówił, że również mają morza i góry. Te elementy są niezbędne dla planety, by ona również mogła egzystować. Podobną funkcję spełniają lasy. Jak to sam określił, lasy to są płuca planety. Mają nawet pory roku.
– To brzmi tak, jakbyś chciał powiedzieć, że planeta jest organizmem?
– To twoje słowa. Jednak, przypominam sobie, że Arian kiedyś powiedział, że cały kosmos tętni życiem. Tylko jakoś tego nie widać.
– Może jeszcze nie dotarliśmy do zamieszkałych stref?
– Może, – westchnął Alex – chociaż istnieje w fizyce kwantowej pojęcie narodzin gwiazdy, jej życia i śmierci, jak już zużyje zapasy wodoru w procesach syntezy termojądrowej. No ale gwiazda jest materią nieożywianą.
– Poza tym to proces trwający miliardy lat – zauważyła Sophie.
– No właśnie, ale z drugiej strony, czy komuś się śpieszy?
– Taaak, to zupełnie obcy świat.
– W końcu nadszedł czas powrotu. Arian podziękował, że zgodziłem się być jego gościem.
– Zaraz, zaraz – wtrąciła Sophie – miałeś jakieś inne oferty do wyboru?
– Ciągle mi przerywasz – zauważył Alex. – Nie bardzo to zrozumiałem, ale Arian powiedział, że sam wybrałem udział w tej misji. Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek taka misja była rozpatrywana.
– To, że znalazłeś się tam wtedy, to nie był przypadek?
– Właśnie, przypomniałem sobie słowa Ariana. Mówił, że wszystko jest zawarte w kodzie DNA. Wszystko, nie tylko cechy fizyczne, ale również cechy emocjonalne.
– Przecież jest udowodnione, że dzieci rodziców o dużym współczynniku inteligencji również są inteligentne.
– To ja wiem, ale odniosłem wrażenie, że mówił o czymś innym. Tak jakby w DNA jest zawarty plan życia. Nawet użył takiego sformułowania: kontrakt życia.
– Kontrakt? W sensie prawnym? – zdziwiła się Sophie. – Jeszcze może powiesz, że można go renegocjować, jak ci nie odpowiada?
– No właśnie, w tym wszystkim najwięcej jest znaków zapytania. Gdy odlatywałem, powiedział, że bez problemów wrócę do domu. Mój statek ma wprowadzone współrzędne, gdzie się znajduje, toteż dalsza droga już jest prosta. I rzeczywiście, to co powiedział okazało się prawdą, wszystko było zapisane w pamięci.
– Czyli można tam wrócić z większą delegacją?
– No, nie można. Odnoszę wrażenie, że bez ich zgody, takiego swoistego zaproszenia, nie da się tam dostać. Jak wyjaśnił, te ogromne statki pełnią rolę straży, która nie dopuści, by ktoś niepowołany dostał się do ich strefy. Również z tego powodu używałem ich skafandrów by nie przemycić do ich świata nawet bakterii. Mówił, że nie ma znaczenia, czy zrobię to świadomie czy nieświadomie, ale to zanieczyszcza świat. Mogłem zawlec do ich jakiś ziemski syf. Poza tym ich atmosfera ma inny skład chemiczny, jest więcej tlenu. Ja nie mogłem oddychać ich powietrzem bo by doszło do zbyt gwałtownych przemian energetycznych w komórkach i to by mi zaszkodziło. Ich organizmy działają na wyższym poziomie energetycznym.
– A to nie jest tak, że organizm weźmie tyle tlenu ile potrzebuje?
– Nie wiem jak to jest, ale mogę ci powiedzieć, czego sam doświadczam. Astronauci to są specjalnie wyselekcjonowani ludzie, muszą mieć dobre zdrowie i kondycję zarówno fizyczną jak i psychiczną. Przechodzimy treningi kondycyjne. Po takim gwałtownym wysiłku fizycznym organizm sam zwiększa szybkość oddychania. Takie szybkie i głębokie oddechy mogą prowadzić do czegoś, co medycyna nazywa hiperwentylacją. Jednym z jej objawów, jest to, że robi ci się słabo, kręci się w głowie, oblewasz się zimnym potem. Możliwe są nawet omdlenia. W takiej sytuacji należy świadomie zmniejszyć częstotliwość oddechów.
– A to da się zrobić?
– Da się. Wymaga to pewnego treningu, ale jest to możliwe. No, ale wracając do tematu, w świetle tych wszystkich wydarzeń muszę stwierdzić, że Arian mówił prawdę. Drogę powrotną odbyłem dokładnie identycznie. Lądownik zawiózł mnie na orbitę, gdzie ta sama kapsuła dowiozła mnie do mojego statku. Kapsuła była ta sama, bo znajdował się w niej mój kombinezon, który ponownie ubrałem zostawiając używany dotychczas. Przyznam, że korciło mnie by zrobić sobie jakąś pamiątkę, ale przypomniałem słowa, że nie mogę nic zabrać ze sobą. Jak znalazłem się na swoim statku, to zameldowałem do bazy o zaistniałych zdarzeniach. Otrzymałem polecenie, by pozostać na miejscu. Dosyć szybko dotarły w to miejsce dwa nasze krążowniki galaktyczne. Jakiekolwiek próby nawiązania połączenia nie doszły do skutku, panowała cisza. Dowództwo podjęło próbę wejścia na orbitę planety, ale zakończyła się ona niepowiedzeniem.
– Czy doszło do potyczki, w której dostaliśmy łupnia? – zapytała Sophie.
– Nie, żadnej agresji z ich strony. To sprawiało wrażenie jakby ich układ planetarny był otoczony przezroczystą powłoką, której nie dało się przebić. Lecący statek był wyhamowany i odrzucony do tyłu. Strzelanie z broni laserowej również było bezskuteczne, by nie powiedzieć szkodliwe.
– Dlaczego, odpowiedzieli ogniem?
– Nie, powłoka zachowała się jak lustro i odbiła całą energię. Dostaliśmy sami z własnej broni, sami sobie zaszkodziliśmy, nie obyło się bez strat i uszkodzeń. Nawet próby strzelania pod takim kątem, by promień odbity nie trafił w nas samych skończyły się porażką. Widzę jedynie taką możliwość, że powłoka w jakiś inteligentny sposób modyfikowała siebie, by promień odbity zawsze trafiał w nas samych. Straciliśmy jeden krążownik, by nie powiedzieć, że sami go sobie uszkodziliśmy do tego stopnia, że nie nadawał się nawet do holowania. Właściwie to najbardziej zaszkodziliśmy sami sobie. Kapitan tego uszkodzonego statku mówił, że najbardziej boli, jak dostaje się od swoich.
– Nie czujesz się wybrańcem, skoro dane było ci obcować z mieszkańcami innej planety?
– No nie żartuj sobie ze mnie, – odparł – to nie jest śmieszne. Teraz z perspektywy czasu to jedna rzecz mnie nurtuje. Wielokrotnie się zastanawiałem dlaczego ja, dlaczego to mnie spotkało? Wiesz, kiedyś Arian powiedział, że mam pewne cechy zapisane w DNA, które są inne niż u innych. Może gdyby nie te specyficzne kombinacje zapisane w kodzie genetycznym, to również odwiedziny planety byłyby poza zasięgiem. Powiedział, że jest więcej ludzi, którzy mają podobne cechy. Podzieliłem się tą sugestią z dowództwem, toteż jeszcze na miejscu zostały zrobione szczegółowe badania. Mówiąc żartobliwie, trochę krwi mi utoczyli i nic. Nie wykryto nic nadzwyczajnego. Po badaniach DNA i złożeniu szczegółowego raportu, mogłem wracać na Ziemię. Drugi krążownik tam został. Co kombinują, to jest owiane tajemnicą.
– Może próbują dojść do jakiegoś konsensusu? Skoro są tak mocno zaawansowani technologicznie, to mogliby zdradzić parę sekretów. Może to jakaś ściema z ich strony z tym DNA – Sophie czasami generowała więcej pytań niż można uzyskać odpowiedzi.
– Sam nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony to wszystko wymyka się pojmowaniu. Z drugiej strony przebieg jest zapisany w kronikach pokładowych, można go odtworzyć. Nawet jest film jak sami rozwaliliśmy własny krążownik.
– Można go obejrzeć? – zainteresowała się Sophie.
– Po wylądowaniu mój zleceniodawca położył na tym łapę i utajnił.
– Szkoda – westchnęła.
– A może to wszystko mi się przyśniło lub jest wymysłem wyobraźni? – zastanowił się Alex. – Nie ma żadnych materialnych dowodów na moje słowa, tylko moja własna relacja. Oczywiście poza tym, że podałem położenie w kosmosie i teraz ktoś się kłopocze by tam się dostać.
– Może – przytaknęła Sophie.
– Wiesz, Arian coś mówił o wyobraźni, że to potężne narzędzie, tylko nie rozumiem jak to działa.
– Widocznie musimy się jeszcze dużo nauczyć sami. Powiedz mi jeszcze, czy chciałbyś tam jeszcze wrócić?
– To trudne pytanie. Zamieszkać tam na stałe, to czułbym się jak jaskiniowiec wyrwany siłą ze swojej epoki i przeniesiony do naszych czasów. Czuć się wyobcowanym w jakimś świecie, którego nie rozumiem, to nie jest dobry pomysł. Można by ewentualnie adaptować się do ich świata, ale to wymaga dużo czasu, pracy i nauki. Ja już czuję się coraz bardziej zmęczony i chciałbym odpocząć. Ile zostało mi życia? Nawet niech będzie małe kilkadziesiąt lat, w ich świecie to może być mniej niż rok.
– No chyba, że ci usuną datę śmierci – zażartowała Sophie.
– Jedyny powód jaki mogę teraz podać, to chciałbym sam się przekonać, czy rodzina Ariana bezpiecznie wróciła do domu, porozmawiać z nimi, poznać motywację ich działań. Sądząc po słowach Ariana i po upływie czasu, aktualnie powinni być już w komplecie. Może warto wyjść na zewnątrz i pomachać do nich, a nuż podglądają nas przez lunetę – zażartował Alex.
– Powiedziałeś, że w końcu poznałeś swoje położenie. Możesz zdradzić, gdzie to było, jeżeli nie jest to tajemnicą? – zapytała Sophie.
– Nie jest to tajemnica. To było w systemie gwiazdy Syriusz.
– A to ciekawe, – zauważyła Sophie – popatrz, jak to się dziwnie splata. Z tą gwiazdą w starożytnym Egipcie kojarzona była właśnie Izyda. Egipcjanie przykładali wielką uwagę Izydzie i Ozyrysowi, swoich bogów życia pozagrobowego i odrodzenia. Wierzyli w złoty wiek, jaki istniał za ich panowania. To oni stworzyli pierwszą wiedzę, cywilizację, nauczyli ludzi rzemiosła, uprawy roli i medycyny.
– Nie wiedziałem, – przyznał Alex – ale chyba nie chcesz powiedzieć, że to ma ze sobą coś wspólnego?
– Chciałam jedynie zauważyć, że zatoczyliśmy wielkie koło. Zaczęliśmy od wątku Izydy i zakończyliśmy wątkiem Izydy.
– No popatrz, jaka ta historia jest przewrotna. Może jeszcze mamy odtworzyć kulturę, wierzenia i świątynie egipskie? – zażartował Alex.
– Można rzec, że to się nawet filozofom nie śniło. Jednak, tak słuchając twojej relacji, nieodparcie nasuwa się myśl, że na Ziemi ten system by się nie przyjął. Jest zbyt utopijny.
– Zapewne, widocznie do wszystkiego trzeba dorosnąć.
* * *
KONIEC
Prawdziwe słowa nie są przyjemne. Przyjemne słowa nie są prawdziwe.
Lao Tse